- Ona nie może umrzeć! Słyszycie? Nie może! Ona musi żyć! Musi... - krzyczałem przerażony, ale jakby nikt nie zwracał na mnie uwagi. Po kilku minutach zauważyłem, że przykrywają moją Rosie jakimś prześcieradłem i wywożą z sali. - Co się dzieję? O co chodzi?
- Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się jej uratować. - podszedł do mnie lekarz.
- Co!? Nie, to niemożliwe! - znów krzyczałem, ale lekarz mnie ominął i poszedł dalej. Całkowicie się załamałem. Jeśli straciłem Rosie, to straciłem cały mój świat. Straciłem wszystko...
To był tylko sen. Tylko sen... Od dwóch tygodni śnił mi się ten sam sen. Co noc. Co każdą jedną. To była dla mnie udręka. Nie zostawałem na noc w szpitalu tylko, wracałem do domu, a rano do szpitala. Minęło pół miesiąca, a ona dalej trwała w śpiączce. W sumie nie wytrzymywałem psychicznie.
Rano wstałem, szybko się naszykowałem i pojechałem do Rose. Wszedłem do sali i jak zwykle na powitanie pocałowałem ją delikatnie w usta.
- Dzień dobry kochanie. - usiadłem na krześle i złapałem ją za rękę. To był już taki mój rytuał. Siedziałem tak, i siedziałem. Powoli miałem się zbierać, bo była już dwudziesta pierwsza, gdy nagle poczułem jak jej palce się poruszają. Spojrzałem na jej twarz, a oczy powoli się otworzyły. Miałem ochotę krzyczeć ze szczęścia! Jednak to co powiedziała gdy mnie zobaczyła, totalnie mnie zdołowało.
- Co ty tutaj robisz? Miałeś odejść i nie wracać...
- Ale Rose, kochanie wysłuchaj mnie, proszę...
- Nie Justin. Po prostu wyjdź. - nie chcąc się kłócić po prostu wyszedłem.
Wychodząc minąłem się tylko z mamą Rosie, która przychodziła do niej na noc.
- Dzień dobry Justin. Jak tam Rose?
- Dzień dobry. Wybudziła się. - powiedziałem bez entuzjazmu i poszedłem dalej.
*ROSIE'S POV*
Gdy zobaczyłam Justina, nawet nie wiem co poczułam, ale wiem, że nie powinno go tu być. Wiedziałam, że nie da tak łatwo za wygraną, ale ja po prostu nie chciałam go widzieć. Nagle do sali? Gdzie ja w ogóle byłam? Weszła mama.
- Rosie jak ja się cieszę. Nareszcie się obudziłaś skarbie! - zaczęła mnie przytulać.
- Mamo gdzie ja właściwie jestem? Co się stało?
- Jesteś w szpitalu Rosie. Wiesz my sami nie wiemy co się stało. Zostałaś pobita i leżałaś w śpiączce.
- Długo leżałam w tej śpiączce?
- Ponad dwa tygodnie córeczko. - chciałam zapytać o kolejną rzecz, ale do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry, proszę pani!
- Dzień dobry. - wymamrotałam. Pytał mnie później o jakieś rzeczy typu, jak się czuję, czy coś. Okazało się, że muszę zostać jeszcze kilka dni w szpitalu na obserwację, żeby mogli stwierdzić, czy mogę wyjść do domu. Mama prosiła, żebym spróbowała iść spać, ale zupełnie mi się teraz nie chciało. Z tego wszystkiego zaczęłam rozmyślać o Justinie. Gdy wspominałam wszystko po kolei, przypomniało mi się kto mi to zrobił.
- Mamo, ja pamiętam kto mi to zrobił...
- Na prawdę?
- Nie na żarty... No tak. Ta dziewczyna, która w parku wołała do Justina, to ona... I jeszcze z nią było kilku chłopaków... Tylko, że ja nie wiem jak ona się nazywa. Trzeba zawołać Justina, on pewnie wie. Ma z nią taki bliski kontakt... - byłam na maksa wkurzona.
- Dziecko, czemu ty jesteś taka ślepa!? - nagle krzyknęła na mnie mama. Spojrzałam szybko na nią ze zdziwioną miną.
- Co? Ja ślepa? Czemu niby?
- Nie widzisz, że on cię kocha? Na prawdę? Gdy byłaś w śpiączce on siedział przy tobie całe dnie, trzymał cię za rękę, całował cię, mówił do Ciebie chociaż wiedział, że nie słyszysz. Wiesz, wątpię, żeby udawał takie coś. Tamta dziewczyna to po prostu jakaś chora psychicznie osoba. Kiedy to zrozumiesz!? - byłam zdziwiona tym co mama powiedziała, i to bardzo. - Dzwonie do niego, a ty nawet się nie odzywaj. - nie poznawałam własnej matki. Ale ona to robiła dla mojego dobra...
*JUSTIN'S POV*
Miałem już wysiadać z samochodu, gdy zadzwonił mój telefon. Nieznany numer. Nie wysiadając odebrałem.
- Halo?
- Justin? Tu mama Rose. Możesz przyjechać do szpitala?
- Proszę pani coś się stało?
- Nie, ale musicie porozmawiać...
- Dobrze, zaraz będę. - rozłączyłem się i ruszyłem w stronę szpitala. Czułem, że to co zaraz miało się stać wyjdzie na dobre. Po około dziesięciu minutach dojechałem na miejsce i szybko pobiegłem do właściwej sali.
- Jestem proszę pani. Cześć skar... Rose. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Tak więc o co chodzi? - pani Adams spojrzała na Rose, a ona zaczęła.
- Wiesz Justin... Jest sprawa...
~
Wiem, że chyba wyszedł za krótki. Przepraszam. Poza tym wiecie trochę mi smutno bo pod porzednim rozdziałem był tylko jeden komentarz :c Może teraz będzie ich więcej?
Cudne!!! Na początku myślałam, że ona naprawdę umarła. Narobiłaś mi strachu.:D Nie mogę się doczekać następnego odcinka! Pisz go szybko!
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuńGHRJUTJHFGDFDER455YTH *o* JA CHCĘ DALEJ!!
OdpowiedzUsuń@AneCaOfficial
świetnie! CO DALEJ? CZEKAM NA DALSZE ROZDZIAŁY! *_____*
OdpowiedzUsuńWiktoria z @_Little_Dreams_