nie ładnie tak kopiowaćbieber.ogg

poniedziałek, 27 maja 2013

WAŻNE!



To ja drugi raz dzisiaj. Nie chodzi jednak o rozdział. Chodzi mi o bloga o Justinie.
Jak dla mnie jest cudowny. Przede wszystkim ciekawy pomysł i autorka piszę, to co piszę z uczuciami, a to jest chyba najważniejsze.
Chciałbym wam polecić tego bloga dlatego że Weronika pomogła mi bardzo w pisaniu tego opowiadania.
Uwierzcie, że na pewno wam się spodoba i nie pożałujecie wejścia na niego, a czas spędzony na czytaniu tego opowiadanie nie będzie czasem straconym. <3

Rozdział 8



Obudziłam się w nocy i nie mogłam usnąć. Sprawdziłam godzinę i było coś około trzeciej. Wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam na pustą ulicę, którą oświetlały latarnie. Otworzyłam okno. Od razu do pokoju wleciało chłodne powietrze, którym się zaciągnęłam. Przełożyłam nogi przez parapet i usiadłam na nim. Spokojnie oddychałam wspominając wszystko co przeżyłam z Justinem.



Pałętałam się alejkami bez celu patrząc na swoje buty. Nagle ktoś na mnie wpadł. Podniosłam głowę z zamiarem zwyzywania tego kogoś, ale spojrzałam w jego duże czekoladowe oczy i po prostu odebrało mi mowę. Chłopak przybliżył się do mnie z zamiarem pocałunku. Był bliżej, i bliżej, i bliżej... W końcu nasze usta się spotkały. Złapał mnie w talii i jeszcze bardziej do siebie przybliżył. Przejechał językiem po moich wargach jakby pytając, czy może "wejść" do środka. Wyraziłam na to zgodę. Wtedy jego język wtargnął w moje usta. Muskał moje podniebienie i toczył walkę z moim językiem. Po kilku minutach namiętnego pocałunku odsunęłam się od niego. Po spojrzeniu jeszcze raz na jego twarz spuściłam głowę, odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu.
- Poczekaj! - krzyknął chłopak lecz ja przyśpieszyłam, ponieważ byłam oszołomiona tym co się stało - Proszę! - krzyknął jeszcze raz, ale ja szłam dalej - Proszę zaczekaj...
Odwróciłam się i po prostu się na niego patrzyłam.


Czemu się wtedy odwróciłam? Czemu? Powinnam iść dalej nie ważne co by mówił. Żyłabym teraz spokojnie. Nie straciłabym dwóch tygodni w szpitalu i byłoby lepiej…



- Byliśmy sobie przeznaczeni od samego początku... - po czym delikatnie pocałował mnie w policzek.


A może dla tej chwili było warto? To było… miłe? Tak, zdecydowanie. Tak samo jak spotkanie z rodzicami. Chyba nikt nigdy nie przedstawiał rodzicom tak szybko swojej dziewczyny czy też swojego chłopaka. Szkoda, że później było co raz to gorzej.


- Powiedziałeś, że mnie kochasz, pocałowałeś mnie, uciekłeś, a teraz przychodzisz tu z jakąś inną!? - uderzyłem szczęką o ziemię. - Koniec z nami! Słyszysz!?
- Że co?
- Słyszałeś!
- Nawet nie wiesz jak mam na imię!
- Ha - ha - ha Justin. - powiedziała i odeszła.


To był dla mnie cios prosto w serce, po którym rozpadło się na milion kawałeczków jak puzzle. Skąd ona wiedziała jak on miała na imię? Po prostu było tak jak powiedziała. Wykorzystał i mnie i ją. Westchnęłam.
Nawet nie wiem kiedy moje oczy zrobiły się wilgotne i poleciały z nich łzy. Nia miałam pojęcia jak postąpić. Normalna dziewczyna zadzwoniłaby do przyjaciółki. Szkoda, że ja takiej nie miałam. Szczerze. Robiło mi się tak dziwnie kiedy dziewczyny ze szkoły opowiadały o swoich przyjaciółkach, a ja nie miałam o kim powiedzieć. Nie miałam ani przyjaciółki, ani przyjaciela.

Może warto dać mu szanse?

Zeszłam z okna, zamknęłam je i poszłam spać. Rano obudziła mnie mama.
- Rose! Chodź tu! Ktoś do Ciebie!
- Jak Justin to powiedz, że mnie nie ma! – wydarłam się jeszcze głośniej niż ona. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli to naprawdę było n to usłyszał.
- To nie Justin! – zdziwiłam się, bo kto inny mógłby coś ode mnie chcieć?
- Zaraz! – narzuciłam na siebie pierwszą lepszą bluzkę i spodenki i zeszłam na dół. Stał tam jakiś facet. Policjant.
- Dzień dobry! Chciałem z panią porozmawiać na temat pobicia.
- Ahh tak.
- Może ja pójdę na górę, a pana zapraszam do salonu. – powiedziała moja mama i wyszła. Ja usiadłam wygodnie na kanapie. Próbowałam się uspokoić, bo wiedziałam, że to co miało się stać nie będzie łatwe.
- Tak więc panno…
- Po prostu Rosie. Nie lubię jak ktoś do mnie mówi tak oficjalnie.
- Dobrze, tak więc Rosie pamiętasz coś z tamtego wieczoru.
- Tak. Wieczorem nie mogłam zasnąć, bo byłam bardzo zdenerwowana, dlatego wyszłam na „spacer”. Po prostu chodziłam uliczkami gdy nagle oni mnie zaciągnęli do jakiegoś zakamarka i…
- No dobrze wiem co było dalej… A powiedz mi dlaczego byłaś zdenerwowana?
- Bo popołudniu byłam w parku z moim chł… byłym chłopakiem i podeszła do nas jakaś dziewczyna i powiedziała, że on ją zdradza, to znaczy mnie zdradza, to znaczy.. sama nie wiem. – łza spłynęła po moim policzku. Chyba wyobrażacie sobie jakie to było dla mnie trudne.
- Czy podejrzewasz kogoś, kto mógł Ci to zrobić?
- Tak. Ja nawet wiem kto mi to zrobił. To była ta dziewczyna. I z nią było jeszcze kilku chłopaków. – na samą myśl wszystko zaczęło mnie boleć.
- Wiesz jak ona się nazywa?
- Nie. Nie znam ani jej nazwiska ani imienia. Mogłabym się jeszcze spytać Justina. Ale wydaję się, że on też jej nie zna.
- To skontaktuj się z nim jak najszybciej, a później z nami. Dobrze?
- Tak, oczywiście.


*JUSTIN’S POV*

- Wiesz mamo… No bo.
- No bo? – powiedziała przedrzeźniając moją mowę i w tym samym czasie wyłączyła muzykę. – Jak mogłeś zapalić papierosa?
- Zdenerwowałem się dobrze?
- Na kogo niby?
- Na... – nagle zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i ujrzałem napis: Rosie.
-Halo? – powiedziałem przykładając telefon do ucha.
- Możemy się spotkać? Jak najszybciej. – otworzyłem buzę ze zdziwienia. 


~
Chyba czekaliście tydzień ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :) Miałam dodać wczoraj ale coś dziwnego działo mi się z internetem i nie mogłam :(  Teraz co do rozdziału!
Może być? Macie jakieś propozycje, czy wolicie zdać się na mnie? Na jakimś blogu ostatnio czytałam, żeby zadawać pytania postaciom więc jak chcecie możecie takie zadawać :)

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 7



*ROSIE’S POV*

- Nie… - i cisza – Justin proszę, idź już. – powiedziałam jeszcze. On nic nie powiedział. Chyba po prostu nie wiedział co. Tylko wstał i zszokowany wyszedł. Bez proszenia, bez niczego. Usłyszałam tylko wołanie mamy.
- Justin! Co się stało? – krzyczała. Podejrzewam, że wyszedł bez słowa. – Rosie! Chodź tu! Szybko! – zeszłam. Stanęłam przed mamą nic nie mówiąc. – Co mu powiedziałaś? – powiedziała spokojnym tonem.
- Ja powiedziałam mu… że to koniec. – chciała coś powiedzieć, ale jej nie pozwoliłam. – Mamo! Czy nie uważasz, że sama sobie poradzę!? Potrafię zadecydować czy go kocham, czy nie, a tobie nic do tego! Rozumiesz!? – emocje wzięły górę. Po prostu nie mogłam wytrzymać. Czemu ona tak się w to wtrącała? Teraz jednak stała nic nie mówiąc. – Zapytałam. Czy. Rozumiesz. – wycedziłam każde słowo, akcentując je z osobna.
- Tak. – powiedziała jakby ocknęła się z jakiegoś transu.
- Dziękuję, do widzenia. – bez emocji wypowiedziałam te słowa i wróciłam do pokoju. Myślałam, że jestem silna, ale gdy zobaczyłam łóżko, rzuciłam się na nie. Nie płakałam.

*JUSTIN’S POV*

Wyszedłem z jej domu tak zszokowany, że nie zdołałem wydusić z siebie ani jednego słowa. Gdy miałem wsiadać do samochodu zawahałem się. Pomyślałem, że może warto wrócić, może się uda. Nie, to nie miało sensu. Wsiadłem do środka i odpaliłem samochód. Nagle przypomniało mi się, że mam w schowku papierosy. W zasadzie próbowałem palić tylko raz i mi to nie podeszło, ale teraz tego potrzebowałem. Otworzyłem schowek i znalazłem paczkę na dnie. Zapalniczka. Pogrzebałem w schowku i ją też znalazłem. Wyciągnąłem jednego i rzuciłem paczkę na siedzenie, potem wsadziłem go do ust. Podpaliłem go i szybko się zaciągnąłem . Pożałowałem, bo zacząłem strasznie kasłać, ale nie przestałem. Siedziałem tak dopóki  nie skończyłem. Wtedy szybko odjechałem  Tak szybko jechałem, że nawet nie zauważyłem kiedy dotarłem na miejsce. Wszedłem do domu i podszedłem do lodówki, żeby wyciągnąć coś do picia. Wziąłem butelkę wody i pobiegłem na górę. Wtedy przypomniałem sobie o paczce i zapalniczce zostawionych na siedzeniu, więc rzuciłem butelkę na łóżko i pobiegłem do samochodu. Wziąłem to czego potrzebowałem i wróciłem na górę. Rzuciłem się na łóżko i odkręcając butelkę ułożyłem się wygodnie. Wypiłem całą butelkę na raz po czym sięgnąłem po następnego papierosa. Odpaliłem go i znów zacząłem się zaciągać. Tym razem już tak nie kasłałem choć nie byłem do końca przyzwyczajony. Wstałem i z papierosem w buzi włączyłem muzykę. Od razu pogłosiłem. Z głośników poleciały dźwięki jakiejś piosenki. Położyłem się z powrotem  na łóżko. Piosenki leciały jedna za drugą, tak samo jak papierosy znikały z paczki.
- Jutro będę musiał kupić po drodze do szkoły. – powiedziałem sam do siebie. Został mi tylko trochę ponad miesiąc nauki i koniec szkoły. Na zawsze.
Nawet nie wiem kiedy usnąłem. Rano obudził mnie głos mamy, która wróciła do domu, bo była u jakiejś tam koleżanki.
- Justin!  - chyba wiem czemu się zdziwiła. Leżałem na łóżku w samych spodniach, a naokoło mnie leżało mnóstwo petów. Co najważniejsze z głośników wydobywała się głośna muzyka.
- Coś ty narobił!?


Nie wyszedł za krótki? Tak mi się wydaję. Następny postaram się napisać jak najszybciej :) Jak wam się podoba?

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 6



- Tak? – zapytałem.
- No bo wiesz… musimy pogadać. – mówiła tak cicho, że prawie jej nie słyszałem.
- O?
- O nas. – właściwie to ucieszyłem się z jej odpowiedzi.
- Kiedy wychodzisz ze szpitala? – zapytałem.
- Za kilka dni. – uśmiechnęła się na samą myśl.
- To może ja wtedy po Ciebie przyjadę no i pojedziemy do domu i wtedy pogadamy?
- Okej. Nie ma sprawy.
- Przepraszam, ale ja już pójdę. Do widzenia proszę pani. Cześć Rosie!

Wyszedłem ze szpitala i wsiadłem do samochodu. Jednak zamiast ruszyć od razu, chwilę siedziałem i myślałem. Dopiero po jakichś pięciu minutach odpaliłem samochód i odjechałem. Szybko dotarłem do domu. Wszedłem do środka z uśmiechem na ustach. Nic nie mówiąc poszedłem na górę od razu do łazienki, żeby wziąć prysznic.

Ciepła woda spływała po moim ciele, a ja rozmyślałem co powiedzieć Rosie. Chociaż to miało być dopiero za kilka dni, już wyobrażałem sobie jak to będzie wyglądać.

„- Więc? – zapytałem.
- Wiesz, chyba źle zrobiłam tak szybko cię oceniając. – znów mówiła cicho. – Przepraszam.
- Ja też skarbie, ja też… - przytuliłem ją.
- Ale za co? – zapytała zdezorientowana.
- Przecież to przeze mnie… ‘’
Tak właśnie sobie to wyobrażałem, jednak mogło być zupełnie inaczej. Mój prysznic trwał znacznie dłużej niż zwykle. Nie mogłem przestać myśleć o Rose. O mojej Rose…

Nadszedł ten wyczekiwany dzień. Zdenerwowany wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę szpitala. Nagle usłyszałem wołanie:
- Justin! – odwróciłem się i ujrzałem mamę Rose.
- Dzień dobry! – uśmiechnąłem się.
- Chodź, Rosie jest na górze. – pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę schodów. Gdy wszedłem do Sali ujrzałem Rosie siedzącą na łóżku. Siedziała tyłem do drzwi i patrzyła w okno. Podszedłem do niej niesłyszany i przytuliłem ją od tyłu. Już chciałem ją pocałować, ale się odsunęła.
- Cześć… - powiedziała.
- Emm… Cześć. – byłem trochę zawiedziony, no ale cóż.
- To jak jedziemy? Chcę już wyjść z tego miejsca.
- Pewnie. – wziąłem jej torbę i wyszliśmy.
Gdy dojechaliśmy do domu, my poszliśmy na górę, a pani Adams do kuchni. Weszliśmy do pokoju w ciszy. Położyłem torbę na łóżku i stałem, czekając aż Rosie zacznie, bo sam nie wiedziałem jak. Nagle nawet nie wiem czemu, powiedziałem:
- Przepraszam…
- Co? Ale za co niby? To chyba ja powinnam przeprosić.
- Nie. Ja. To przeze mnie.
- Justin proszę cię. Nawet nie mów takich rzeczy. To ja wyszłam na „spacer” tak w nocy, a nie ty…
- Tak, ale nie powinienem Ci na to pozwolić!
- Jak niby miałbyś temu zapobiec!?
- Jak mogłem w ogóle dopuścić, żeby ta dziewczyna się do mnie doczepiła…
- Przecież to nie ty o tym zadecydowałeś. Nie twoja wina, że mnie pobiła…
- CO!? To ona cię pobiła? Szanuję kobiety, ale to już przesada! Jak ona sama cię tak pobiła?
- Nie była sama. Było z nią jeszcze kilku chłopaków. – nie mogłem uwierzyć w to co mówiła. To było dla mnie nie do pomyślenia, że jakaś dziewczyna mogła coś takiego zrobić mojej Rosie za to że nie chciałem z nią gadać.

- Justin może pogadamy o ważniejszej sprawie? - zapytała nagle zmieniając temat.
- Czyli?
- No o nas. Nie wydaję mi się, żeby to miało jakiś sens…
- Znowu zaczynasz? Czy ty nie widzisz, że ja naprawdę cię kocham? Proste pytanie. Będziesz nadal moją dziewczyną? – odpowiedzią była cisza.

~
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale ostatnio okazało się, że muszę nosić okulary no i musiałam jechać je wybierać i kupić(nie było to łatwe). I jeszcze w niedziele była powtórka komunii mojej siostry(rodzonej) więc w ogóle nie miałam czasu i w tym tygodniu też. Na prawdę przepraszam jeszcze raz i mam nadzieję, że mi wybaczycie :)

A co do rozdziału. Jak myślicie, co odpowie Rosie?

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 5

- Ona nie może umrzeć! Słyszycie? Nie może! Ona musi żyć! Musi... - krzyczałem przerażony, ale jakby nikt nie zwracał na mnie uwagi. Po kilku minutach zauważyłem, że przykrywają moją Rosie jakimś prześcieradłem i wywożą z sali. - Co się dzieję? O co chodzi?
- Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się jej uratować. - podszedł do mnie lekarz.
- Co!? Nie, to niemożliwe! - znów krzyczałem, ale lekarz mnie ominął i poszedł dalej. Całkowicie się załamałem. Jeśli straciłem Rosie, to straciłem cały mój świat. Straciłem wszystko...

To był tylko sen. Tylko sen... Od dwóch tygodni śnił mi się ten sam sen. Co noc. Co każdą jedną. To była dla mnie udręka. Nie zostawałem na noc w szpitalu tylko, wracałem do domu, a rano do szpitala. Minęło pół miesiąca, a ona dalej trwała w śpiączce. W sumie nie wytrzymywałem psychicznie.

Rano wstałem, szybko się naszykowałem i pojechałem do Rose. Wszedłem do sali i jak zwykle na powitanie pocałowałem ją delikatnie w usta.
- Dzień dobry kochanie. - usiadłem na krześle i złapałem ją za rękę. To był już taki mój rytuał. Siedziałem tak, i siedziałem. Powoli miałem się zbierać, bo była już dwudziesta pierwsza, gdy nagle poczułem jak jej palce się poruszają. Spojrzałem na jej twarz, a oczy powoli się otworzyły. Miałem ochotę krzyczeć ze szczęścia! Jednak to co powiedziała gdy mnie zobaczyła, totalnie mnie zdołowało.
- Co ty tutaj robisz? Miałeś odejść i nie wracać...
- Ale Rose, kochanie wysłuchaj mnie, proszę...
- Nie Justin. Po prostu wyjdź. - nie chcąc się kłócić po prostu wyszedłem.
Wychodząc minąłem się tylko z mamą Rosie, która przychodziła do niej na noc.
- Dzień dobry Justin. Jak tam Rose?
- Dzień dobry. Wybudziła się. - powiedziałem bez entuzjazmu i poszedłem dalej.

*ROSIE'S POV*

Gdy zobaczyłam Justina, nawet nie wiem co poczułam, ale wiem, że nie powinno go tu być. Wiedziałam, że nie da tak łatwo za wygraną, ale ja po prostu nie chciałam go widzieć. Nagle do sali? Gdzie ja w ogóle byłam? Weszła mama.
- Rosie jak ja się cieszę. Nareszcie się obudziłaś skarbie! - zaczęła mnie przytulać.
- Mamo gdzie ja właściwie jestem? Co się stało?
- Jesteś w szpitalu Rosie. Wiesz my sami nie wiemy co się stało. Zostałaś pobita i leżałaś w śpiączce.
- Długo leżałam w tej śpiączce?
- Ponad dwa tygodnie córeczko. - chciałam zapytać o kolejną rzecz, ale do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry, proszę pani!
- Dzień dobry. - wymamrotałam. Pytał mnie później o jakieś rzeczy typu, jak się czuję, czy coś. Okazało się, że muszę zostać jeszcze kilka dni w szpitalu na obserwację, żeby mogli stwierdzić, czy mogę wyjść do domu. Mama prosiła, żebym spróbowała iść spać, ale zupełnie mi się teraz nie chciało. Z tego wszystkiego zaczęłam rozmyślać o Justinie. Gdy wspominałam wszystko po kolei, przypomniało mi się kto mi to zrobił.
- Mamo, ja pamiętam kto mi to zrobił...
- Na prawdę?
- Nie na żarty... No tak. Ta dziewczyna, która w parku wołała do Justina, to ona... I jeszcze z nią było kilku chłopaków... Tylko, że ja nie wiem jak ona się nazywa. Trzeba zawołać Justina, on pewnie wie. Ma z nią taki bliski kontakt... - byłam na maksa wkurzona.
- Dziecko, czemu ty jesteś taka ślepa!? - nagle krzyknęła na mnie mama. Spojrzałam szybko na nią ze zdziwioną miną.
- Co? Ja ślepa? Czemu niby?
- Nie widzisz, że on cię kocha? Na prawdę? Gdy byłaś w śpiączce on siedział przy tobie całe dnie, trzymał cię za rękę, całował cię, mówił do Ciebie chociaż wiedział, że nie słyszysz. Wiesz, wątpię, żeby udawał takie coś. Tamta dziewczyna to po prostu jakaś chora psychicznie osoba. Kiedy to zrozumiesz!? - byłam zdziwiona tym co mama powiedziała, i to bardzo. - Dzwonie do niego, a ty nawet się nie odzywaj. - nie poznawałam własnej matki. Ale ona to robiła dla mojego dobra...

*JUSTIN'S POV*

Miałem już wysiadać z samochodu, gdy zadzwonił mój telefon. Nieznany numer. Nie wysiadając odebrałem.
- Halo?
- Justin? Tu mama Rose. Możesz przyjechać do szpitala?
- Proszę pani coś się stało?
- Nie, ale musicie porozmawiać...
- Dobrze, zaraz będę. - rozłączyłem się i ruszyłem w stronę szpitala. Czułem, że to co zaraz miało się stać wyjdzie na dobre. Po około dziesięciu minutach dojechałem na miejsce i szybko pobiegłem do właściwej sali.
- Jestem proszę pani. Cześć skar... Rose. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Tak więc o co chodzi? - pani Adams spojrzała na Rose, a ona zaczęła.
- Wiesz Justin... Jest sprawa...




~
Wiem, że chyba wyszedł za krótki. Przepraszam. Poza tym wiecie trochę mi smutno bo pod porzednim rozdziałem był tylko jeden komentarz :c Może teraz będzie ich więcej?

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 4

Po prostu nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
- Jakim szpitalu do cholery? Przecież wczoraj ją widziałem i nic jej nie było! - emocję wzięły górę. Po chwili dodałem - Chyba nic sobie nie zrobiła przeze mnie? Boże, co ja narobiłem... - byłem załamany to mało powiedziane.
- Justin, spokojnie... Wejdź to wszystko Ci opowiem. - powiedziała mama Rose uspokajając oddech, a ja wszedłem do środka nabuzowany i zmartwiony. Bałem się, że coś sobie zrobiła. Przeze mnie na dodatek. Gdyby tak było to chyba sam bym się zabił. Mama Rosie wskazała na kanapę ręką, a ja usiadłem.
- Nie wiemy dokładnie co się stało bo Rose jest w śpiączce. - wzięła głęboki oddech - Około pierwszej w nocy obudził mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Widniało na nim zdjęcie Rosie. Nie wiedziałam o co mogło chodzić, bo myślałam, że śpi na górze. Odebrałam więc. "Nie możesz po prostu zejść?" - zapytałam, odpowiedział mi jednak męski głos. "Z tej strony Mark Smith, musi pani przyjechać do szpitala." Od razu pomyślałam o najgorszym. "Ale o co chodzi? Czemu pan dzwoni z telefonu mojej córki?" - byłam po prostu przerażona. "Znaleźliśmy pani córkę związaną i nieprzytomną. Leżała na chodniku w jednej z uliczek." Dalej podał mi adres szpitala, a ja od razu tam pojechałam. Ale gdy weszłam do sali, nogi się pode mną ugięły. Na łóżku leżała moja Rosie cała poobijana. Wszędzie miała siniaki i... - głos jej się załamał.
- Proszę pani, który to szpital? Muszę do niej pojechać.
- Czekaj. Pojedziesz ze mną. Właśnie miałam zamiar wyjeżdżać.
- Dobrze, jedźmy. - musiałem jak najszybciej ją zobaczyć, pocałować, cokolwiek! W samochodzie trwała cisza. Gdy podjechaliśmy pod szpital zapytałem tylko o piętro i salę na której leży Rose i szybko tam pobiegłem. Wszedłem do sali i zastygłem. Łzy pociekły z moich oczu.
- Rose, co ja narobiłem? - wyszeptałem i podszedłem do niej. Chwyciłem ją za rękę. - Przepraszam skarbie... przepraszam... - przysunąłem się do niej i delikatnie pocałowałem ją w usta. Nagle przyszedł lekarz.
- Kiedy ona się wybudzi? Co się w ogóle stało? - podbiegłem do niego.
- Została pobita. Dostała kilka kopniaków w brzuch, oraz została zraniona nożem. Ma ranę na ręce. Niestety, ale nie wiemy kiedy się wybudzi. Trzeba czekać. - odpowiedział i wyszedł. Od razu podszedłem do łóżka i podniosłem kołdrę. Pożałowałem tego jednak. Przez całą rękę szła rana. Szybko opuściłem kołdrę. Usiadłem na krześle i złapałem ją za rękę. Do sali weszła mama Rosie.
- Wie pani coś więcej?
- Niestety, ale nie. Albo lekarz nie chcę nic powiedzieć albo sami nic nie wiedzą. Musimy czekać aż się wybudzi, wtedy powie nam co dokładnie się stało i dopiero wtedy będzie można zacząć poszukiwania. - usiadła na krześle z drugiej strony łóżka, zobaczyła, że trzymam Rosie za rękę i uśmiechnęła się. - Ty chyba na prawdę ją kochasz.
- Kocham tylko... - stwierdziłem, że po prostu opowiem wszystko tak jak mamie. - ona mnie chyba już nie.
- Jak to? Co się stało?
Opowiedziałem całą historię.
- Ja na prawdę nie znam tej dziewczyny i nie wiem skąd ona znała moje imię, proszę pani. Nie mam pojęcia. - spuściłem głowę, czekając czy coś powie.
- Wiesz... wierzę Ci. Widać, że ją kochasz i nie zrobiłbyś jej czegoś takiego. - kamień spadł mi z serca. Miałem nadzieję, że Rosie gdy się wybudzi też mi uwierzy.
- Dziękuję. A teraz przepraszam na chwilkę. Chciałbym zadzwonić do mamy. - puściłem rękę Rose, wstałem i wyszedłem na korytarz. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer mamy.
- Halo? - odebrała.
- Cześć mamo. Nie wiem o której wrócę dzisiaj do domu, bo...
- Pogodziliście się!? - przerwała mi.
- Nie, Rosie jest w szpitalu.
- Boże Justin co się stało?
- Została przez kogoś pobita. Teraz leży w śpiączce. Tak więc nie czekaj na mnie. - rozłączyłem się i wróciłem do sali. Znów złapałem Rose za rękę, myśląc, że przez to szybciej się wybudzi. Ona jednak się nie wybudziła. Siedziałem na tym krześle cały czas. Co jakiś czas przeczesywałem jej włosy, albo składałem pocałunki na jej ręce, którą trzymałem. Nie wytrzymałem jednak i usnąłem.

*RANO*

Obudziłem się na krześle, tyle że przykryty kocem. Pewnie mama Rosie mnie przykryła. Spojrzałem na Rose, z nadzieją, że się wybudziła. Jednak ona dalej trwała w śpiączce. Pocałowałem ją delikatnie w usta i usiadłem na krześle.
- Cześć kochanie. Chciałbym Ci coś powiedzieć... - zacząłem mówić z nadzieją, że usłyszy - Ta dziewczyna, to wszystko, to jest nieporozumienie. Chciałbym, żebyś uwierzyła. bo na prawdę mi na tobie zależy. Nawet nie wiesz jak bardzo. - nagle do sali weszła mama Rosie. - O! Dzień dobry.
- Dzień dobry Justin. Mam nadzieję, że wyspałeś się na tym krześle.
- Nawet gdybym miał spać na podłodze to nie sprawiłoby mi to kłopotu, ponieważ musiałem zostać przy Rose... Która jest w ogóle godzina? - już chciałem sięgnąć po telefon.
- Po dziewiątej. - uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję. - odwzajemniłem uśmiech. - Wiadomo coś więcej?
- Lekarze powiedzieli, że może się wybudzić dzisiaj, a może się wybudzić nawet dopiero za miesiąc.
- Oby nie.
- Też mam taką nadzieję.
Znów siedziałem cały dzień na krześle nie ruszając się. Zjadłem tylko kanapkę, którą przyniosła mi pani Adams. Około szesnastej wstałem, żeby rozprostować kości, gdy nagle urządzenie do którego była podpięta Rosie zaczęło pikać. Spojrzałem na ekran i zobaczyłem prostą linię. Do sali wbiegło mnóstwo ludzi. Odepchnęli mnie i zaczęli reanimację Rose.
- Ona nie może umrzeć! Słyszycie? Nie może! Ona musi żyć! Musi...




~
No i jak? KOMENTARZE BARDZO MILE WIDZIANE! Mam nadzieję, że się podoba :)

Rozdział 3

*ROSIE'S POV*

Mogłam się tego spodziewać. Przecież to było niemożliwe, żeby od razu się we mnie zakochał.

Ruszyłam w stronę domu, a łzy spływały mi po policzkach.
- Rose! Zaczekaj, ona kłamie! - krzyczał Justin łamiącym się głosem. Nie wytrzymałam i odwróciłam się.
- To przepraszam bardzo skąd znała twoje imię!? - wybuchłam.
- Nie wiem! Przysięgam, że nic mnie z nią nie łączy... Jak spałaś przyszedłem tutaj, na ławkę. Ona się przysiadła i coś ode mnie chciała, ale powiedziałem jej, że mam dziewczynę i poszedłem po Ciebie. Proszę, uwierz... - powiedział wszystko na jednym oddechu. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Brzmiało prawdziwie, ale skąd ona znała jego imię!?
- Ja... - podeszłam do niego - Justin my... nie możemy... - złożyłam na jego ustach najsłodszy pocałunek jaki umiałam - być razem... Przepraszam. - pobiegłam w stronę domu, i wylałam z siebie hektolitry łez.

*JUSTIN'S POV*

Chciałem za nią pobiec, ale nie mogłem się ruszyć. Stałem tak w bezruchu jeszcze kilka minut dopóki nie zniknęła mi z oczu. Później usiadłem na ławce i siedziałem. Tak bezczynnie, bo nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Szczerze - nie ukrywajmy tego - po prostu łzy pociekły z moich oczy. Siedziałem na tej ławce do końca dnia. Ludzie przechodzili obok mnie i się gapili. Jakby nie widzieli nigdy płaczącego chłopaka.

                                                                   Też mi nowość!

O dwudziestej trzeciej zadzwonił mój telefon. Mama.
- Gdzie jesteś? Jak wyszedłeś rano, tak cię nie ma.
- Mamo przecież jutro nie ma szkoły, nie wrócę na noc do domu... - próbowałem uspokoić mój oddech/
- Justin? Coś się stało? - chyba wyczuła, że płakałem.
- Nie mamo... nic się nie stało. - miałem nadzieję, że uwierzy.
- Synku, nie oszukasz mnie. Wróć do domu, proszę...
- Ehh... Dobrze. Niedługo będę. - rozłączyłem się, wstałem i ruszyłem w stronę domu. Gdy dotarłem na miejsce chciałem od razu iść do swojego pokoju, ale mama mnie zatrzymała.
- Justin zaczekaj, porozmawiajmy...
- O czym? - warknąłem przez zęby. Nie chciałem o tym rozmawiać.
- Właśnie chcę, żebyś mi powiedział o czym.
- Dobra... - usiadłem na kanapie przez chwilę zastanawiając się od czego zacząć, a mama usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem przyciągając do siebie. - Poszedłem po Rose po dziesiątej - zacząłem - okazało się, że usnęła, więc poszedłem do parku i po samotnym spacerze usiadłem na ławce. Przysiadła się do mnie jakaś dziewczyna i coś tam do mnie gadała, ale ja powiedziałem, że mam dziewczynę i poszedłem po Rose, bo była już dwunasta. Wróciłem z nią do parku, ale... - znów zachciało mi się płakać - tam była tamta dziewczyna i ona zaczęła krzyczeć, że ją całowałem, a teraz przychodzę z inną, a Rosie w to... uwierzyła. - rozpłakałem się na dobre. Mama przyciągnęła mnie do siebie.
- Justin, mogę cię zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Widać, że ją kochasz, a ona to zauważy. Na prawdę. Idź się teraz połóż i odpocznij. A jutro do niej pójdziesz i zobaczysz, że Ci wybaczy. Obiecuję. - wyszeptała, a ja wstałem bez słowa i poszedłem do pokoju. Nie mogłem usnąć. Cały czas miałem w głowie słowa Rosie "Nie możemy być razem" - to nieprawda! Możemy! Tak rozmyślając usnąłem.

*ROSIE'S POV*

Wieczorem - około północy - wyszłam "na spacer". Nie wiem dlaczego, ale potrzebowałam ochłonąć. Chodziłam powoli uliczkami miasta i rozmyślałam nad tym co stało się dzisiaj. Nagle ktoś zatkał mi usta, złapał ręce i zaciągnął w jakąś ślepą uliczkę. To nie była jedna osoba, było ich kilku - bo byli to faceci nie widziałam jednak ich twarzy, bo wszyscy mieli kaptury na głowach. Czułam przerażenie. Modliłam się, żeby nic mi nie zrobili. Co oni ode mnie chcą? Rzucili mnie na ziemię - zabolało. Gdy jeden chciał mnie kopnąć, nagle usłyszałam głos - kobiecy głos, na dodatek skądś go znałam.
- Czekaj! Najpierw mnie wysłucha. Wiesz czemu nie złapaliśmy? Nie? To Ci powiem. J U S T I N. - od razu wiedziałam kto to był.
- Zostaw mnie. Możesz z nim być. Nie jesteśmy już razem! - krzyczałam.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie kłamiesz. Panowie, do roboty. - powiedziała, a oni zaczęli mnie kopać. Dostałam w brzuch - kilka razy. Po chwili oczy same mi się zamknęły.

*JUSTIN'S POV*

Ta noc była męczarnią. Miałem jakieś koszmary. Wstałem około dwunastej i postanowiłem, że pójdę do Rosie o trzynastej. Naszykowałem się i poszedłem pod jej dom. Zapukałem, ale nikt nie otwierał. Gdy miałem zamiar odejść, ktoś otworzył drzwi. Jej mama, ale płakała. Nie chciałem się wtrącać, więc zapytałem tylko:
- Jest Rosie?
- Rosie jest w szpitalu... - usłyszałem i zastygłem w miejscu...








~

TAM TARA RAM! ROZDZIAŁ 3! No i jak się podoba? Zwaliłam?