Po prostu nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
- Jakim szpitalu do cholery? Przecież wczoraj ją widziałem i nic jej nie było! - emocję wzięły górę. Po chwili dodałem - Chyba nic sobie nie zrobiła przeze mnie? Boże, co ja narobiłem... - byłem załamany to mało powiedziane.
- Justin, spokojnie... Wejdź to wszystko Ci opowiem. - powiedziała mama Rose uspokajając oddech, a ja wszedłem do środka nabuzowany i zmartwiony. Bałem się, że coś sobie zrobiła. Przeze mnie na dodatek. Gdyby tak było to chyba sam bym się zabił. Mama Rosie wskazała na kanapę ręką, a ja usiadłem.
- Nie wiemy dokładnie co się stało bo Rose jest w śpiączce. - wzięła głęboki oddech - Około pierwszej w nocy obudził mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Widniało na nim zdjęcie Rosie. Nie wiedziałam o co mogło chodzić, bo myślałam, że śpi na górze. Odebrałam więc. "Nie możesz po prostu zejść?" - zapytałam, odpowiedział mi jednak męski głos. "Z tej strony Mark Smith, musi pani przyjechać do szpitala." Od razu pomyślałam o najgorszym. "Ale o co chodzi? Czemu pan dzwoni z telefonu mojej córki?" - byłam po prostu przerażona. "Znaleźliśmy pani córkę związaną i nieprzytomną. Leżała na chodniku w jednej z uliczek." Dalej podał mi adres szpitala, a ja od razu tam pojechałam. Ale gdy weszłam do sali, nogi się pode mną ugięły. Na łóżku leżała moja Rosie cała poobijana. Wszędzie miała siniaki i... - głos jej się załamał.
- Proszę pani, który to szpital? Muszę do niej pojechać.
- Czekaj. Pojedziesz ze mną. Właśnie miałam zamiar wyjeżdżać.
- Dobrze, jedźmy. - musiałem jak najszybciej ją zobaczyć, pocałować, cokolwiek! W samochodzie trwała cisza. Gdy podjechaliśmy pod szpital zapytałem tylko o piętro i salę na której leży Rose i szybko tam pobiegłem. Wszedłem do sali i zastygłem. Łzy pociekły z moich oczu.
- Rose, co ja narobiłem? - wyszeptałem i podszedłem do niej. Chwyciłem ją za rękę. - Przepraszam skarbie... przepraszam... - przysunąłem się do niej i delikatnie pocałowałem ją w usta. Nagle przyszedł lekarz.
- Kiedy ona się wybudzi? Co się w ogóle stało? - podbiegłem do niego.
- Została pobita. Dostała kilka kopniaków w brzuch, oraz została zraniona nożem. Ma ranę na ręce. Niestety, ale nie wiemy kiedy się wybudzi. Trzeba czekać. - odpowiedział i wyszedł. Od razu podszedłem do łóżka i podniosłem kołdrę. Pożałowałem tego jednak. Przez całą rękę szła rana. Szybko opuściłem kołdrę. Usiadłem na krześle i złapałem ją za rękę. Do sali weszła mama Rosie.
- Wie pani coś więcej?
- Niestety, ale nie. Albo lekarz nie chcę nic powiedzieć albo sami nic nie wiedzą. Musimy czekać aż się wybudzi, wtedy powie nam co dokładnie się stało i dopiero wtedy będzie można zacząć poszukiwania. - usiadła na krześle z drugiej strony łóżka, zobaczyła, że trzymam Rosie za rękę i uśmiechnęła się. - Ty chyba na prawdę ją kochasz.
- Kocham tylko... - stwierdziłem, że po prostu opowiem wszystko tak jak mamie. - ona mnie chyba już nie.
- Jak to? Co się stało?
Opowiedziałem całą historię.
- Ja na prawdę nie znam tej dziewczyny i nie wiem skąd ona znała moje imię, proszę pani. Nie mam pojęcia. - spuściłem głowę, czekając czy coś powie.
- Wiesz... wierzę Ci. Widać, że ją kochasz i nie zrobiłbyś jej czegoś takiego. - kamień spadł mi z serca. Miałem nadzieję, że Rosie gdy się wybudzi też mi uwierzy.
- Dziękuję. A teraz przepraszam na chwilkę. Chciałbym zadzwonić do mamy. - puściłem rękę Rose, wstałem i wyszedłem na korytarz. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer mamy.
- Halo? - odebrała.
- Cześć mamo. Nie wiem o której wrócę dzisiaj do domu, bo...
- Pogodziliście się!? - przerwała mi.
- Nie, Rosie jest w szpitalu.
- Boże Justin co się stało?
- Została przez kogoś pobita. Teraz leży w śpiączce. Tak więc nie czekaj na mnie. - rozłączyłem się i wróciłem do sali. Znów złapałem Rose za rękę, myśląc, że przez to szybciej się wybudzi. Ona jednak się nie wybudziła. Siedziałem na tym krześle cały czas. Co jakiś czas przeczesywałem jej włosy, albo składałem pocałunki na jej ręce, którą trzymałem. Nie wytrzymałem jednak i usnąłem.
*RANO*
Obudziłem się na krześle, tyle że przykryty kocem.
Pewnie mama Rosie mnie przykryła. Spojrzałem na Rose, z nadzieją, że się wybudziła. Jednak ona dalej trwała w śpiączce. Pocałowałem ją delikatnie w usta i usiadłem na krześle.
- Cześć kochanie. Chciałbym Ci coś powiedzieć... - zacząłem mówić z nadzieją, że usłyszy - Ta dziewczyna, to wszystko, to jest nieporozumienie. Chciałbym, żebyś uwierzyła. bo na prawdę mi na tobie zależy. Nawet nie wiesz jak bardzo. - nagle do sali weszła mama Rosie. - O! Dzień dobry.
- Dzień dobry Justin. Mam nadzieję, że wyspałeś się na tym krześle.
- Nawet gdybym miał spać na podłodze to nie sprawiłoby mi to kłopotu, ponieważ musiałem zostać przy Rose... Która jest w ogóle godzina? - już chciałem sięgnąć po telefon.
- Po dziewiątej. - uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję. - odwzajemniłem uśmiech. - Wiadomo coś więcej?
- Lekarze powiedzieli, że może się wybudzić dzisiaj, a może się wybudzić nawet dopiero za miesiąc.
- Oby nie.
- Też mam taką nadzieję.
Znów siedziałem cały dzień na krześle nie ruszając się. Zjadłem tylko kanapkę, którą przyniosła mi pani Adams. Około szesnastej wstałem, żeby rozprostować kości, gdy nagle urządzenie do którego była podpięta Rosie zaczęło pikać. Spojrzałem na ekran i zobaczyłem prostą linię. Do sali wbiegło mnóstwo ludzi. Odepchnęli mnie i zaczęli reanimację Rose.
- Ona nie może umrzeć! Słyszycie? Nie może! Ona musi żyć! Musi...
~
No i jak? KOMENTARZE BARDZO MILE WIDZIANE! Mam nadzieję, że się podoba :)